Bycie ojcem jest w obecnych czasach zadaniem szczególnie trudnym. Nie w sensie fizycznego zrodzenia, ale w sensie biblijnym – odpowiedzialności za wzrastanie dziecka, później człowieka młodego, dorastającego, aż do jego wieku dorosłego.
To piękne powołanie i misja stała się tak trudna szczególnie po okresie kontestacji, buntu, który miał miejsce w latach 1960-1970. Zamieszanie jakie powstało wówczas, szczególnie wokół rozumienia pojęcia autorytetu i władzy, zaowocowało takim wychowaniem ojcowskim, które w swych konsekwencjach było często bardzo dramatyczne dla dziecka.
Pozbawienie ojcostwa
Dziecko pozbawiono ojcostwa – bo albo ojciec w ogóle był nieobecny fizycznie, albo nie wypełniał należycie swojej roli. Dziecko zaś przez to będzie miało bardzo wiele trudności w znalezieniu własnej tożsamości. To ojciec jest dla niego tym, który symbolizuje otaczający świat. Ojciec przedstawia się dla dziecka jako ten „inny”, ktoś drugi, w odróżnieniu od matki, która jest z nim raczej w bardzo bliskiej więzi. Później jednak ojciec jest tym, który pomaga dziecku „narodzić się po raz drugi”. Nie w sensie fizycznym, ale psychicznym – z tej bliskiej więzi z matką ku otwartości na zewnątrz – co jest koniecznym etapem w prawidłowym rozwoju fizycznym i psychiczny.
Ojciec musi więc pobudzać dziecko w taki sposób, aby rozwinęło swoje zainteresowania na nowość otaczającego świata. Musi też jednocześnie dać pragnienie odkrycia własnej tożsamości – dla przeżywania w pełni swego życia.
Jeśli ta posługa ojcostwa nie zostanie w pełni zapewniona, dziecko nadal pozostaje w tej pełnej jedności z matką i jest niezdolne do odkrycia swej własnej tożsamości. Nie odkrywszy kim rzeczywiście jest – usiłuje budować tożsamość zapożyczoną, nie własną. Nie jest ono sobą, ale zachowuje się w taki sposób, by być zaakceptowanym przez otoczenie.
W konsekwencji takie dziecko, już jako człowiek młody, dojrzewający, też nie potrafi wyrazić swego własnego zdania, ale mówi ciągle to co nie jest jego, to co gdzieś zasłyszał. Słowo ojca nie uwolniło go jeszcze od tej „pępowiny psychologicznej” i dlatego ciągle szuka on grupy, która zapewniłaby bezpieczeństwo; szuka relacji bardzo bliskich, w których bez ryzyka odrzucenia będzie przyjęty i zaakceptowany.
Gdy taki młody mężczyzna czy kobieta osiąga wiek dojrzały okazuje się, że jest niezdolny do decydowania o swej przyszłości zawodowej czy wyborze stanu życia. Decyzja taka o podjęciu konkretnego wyboru powoduje strach i nie podejmuje się żadnej z nich zdecydowanie. Każde trudniejsze zaangażowanie wydaje się niemożliwym do podjęcia, staje się przyczyną strachu i przygnębienia. Angażuje się jedynie na krótki czas, odsuwa się bez przerwy na jutro podjęcie ważnych decyzji życiowych, do których podjęcia czuje się niezdolnym. Przyczyną tego jest nieodkrycie własnej głębokiej tożsamości.
Boży wzór ojcostwa
Te trudności natury psychologicznej nie są jednak przeszkodą dla Boga działającego na poziomie duchowym. On ciągle powołuje młodych ludzi, aby Jemu poświęcili swoje życie. Niestety jakże wielu jest tych, którzy okazują się być niezdolni do udzielenia Bogu odpowiedzi. Niezdolność ta wydaje się nie do przekroczenia, aby zaangażować się w sprawę trudną i wymagającą.
Jeśli chodzi o tych, którzy mimo wszystko decydują się na uczynienie kilku kroków na drodze zaangażowania się w służę Bogu, to towarzyszą im na tej drodze chwile niezdecydowania i wahania czy też też nie porzucić obranej drogi. Zwłaszcza gdy zbliża się moment podjęcia ważnych wiążących decyzji.
Aby przyjść im z pomocą w postępie na tej drodze, nie ma innego wyjścia jak zaproponować im autentyczne ojcostwo. Tego właśnie im brakuje, aby mogli wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Nie chodzi oczywiście aby z nich teraz czynić dzieci, lecz aby im pomóc odkryć ich własną osobowość i pomóc rozwijać się wewnętrznie. Przeżycie autentycznego ojcostwa miałoby im pomóc przeżyć w wieku dorosłym tego, czego nie doświadczyli będąc dzieckiem.
Droga uzdrowienia wewnętrznego
Kroczenie tą drogą naznaczone jest cierpliwością, gdzie bojaźni cały czas towarzyszy jednak nadzieja. Nadzieja na to, że posiądzie się wreszcie własną głęboką tożsamość, bez której nie ma prawdziwego życia osobowego, ale jedynie strach przed koniecznością konfrontacji z otaczającym światem.
Ta droga uzdrowienia wewnętrznego wiedzie przez wypowiedzenie przed sobą własnych zranień, ukrytych niechęci i nienawiści, które uniemożliwiają korzystanie z pełni życia i zamykają w poczuciu winy.
Droga życia przeżywana w świetle Ewangelii, to droga z Chrystusem żyjącym. Idzie On wraz ze swymi dziećmi, wyrywa je z ich zniewoleń, wyzwala z tego co krępuje, uzdrawia ich zranienia, daj zmartwychwstanie ze śmierci.
„Jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23,9) – dlatego posługa ojcostwa musi opierać się na ukazywaniu oblicza tego Ojca w niebie. Ojca, „od którego wypływa wszelkie ojcostwo, w niebie i na ziemi” (Ef 3,15). Dlatego też tylko Jezus mógł powiedzieć „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także Ojca” (J 14,9). Posługa ojcostwa polega więc na tym, aby uczynić Jezusa widzialnie obecnym dla tych, którzy nie doświadczyli żadnej innej relacji ojcowskiej, aby właśnie On pozwolił im stać się sobą, odkryć własną tożsamość.
Stać się synem, by stać się ojcem
Znaczy to zaś, że aby stać się ojcem, trzeba najpierw stać się synem w Synu Bożym – Jezusie Chrystusie, ponieważ On sam może w nas ożywić tę posługę objawiającą ojcostwo boskie.
Niech Duch Jezusa Chrystusa zstąpi w obfitości na wszystkich ojców – tych naturalnych i tych duchowych – aby przez ich posługę sam Jezus działał i ukazywał Tego, do którego w radości i pokoju możemy już dzisiaj wołać: „Ojcze nasz…”.
o. Joseph-Marie Verlinde