W nocy z 7 na 8 kwietnia ponad 60 tysięcy osób w Polsce i za granicą wyruszyło na Ekstremalną Drogę Krzyżową. W tym roku powstało aż 443 tras w 248 miastach i 11 państwach.  Po raz pierwszy do dzieła EDK włączyła się także parafia Bournemouth.

67 osób, które zdecydowało się wziąć w niej udział miało do wyboru dwie trasy: Najświętszej Maryi Panny liczącą 46 km oraz trasę św. Józefa z 55 km do przebycia.

Uczestnicy EDK wzięli najpierw udział w wieczornej Mszy św, na koniec której otrzymali specjalne błogosławieństwo na nocną wędrówkę, a następnie zostali podzieleni na małe grupy, wychodzące na trasę w kilkuminutowych odstępach.

Każdy z uczestników zabrał ze sobą przygotowany wcześniej krzyż, prowiant i rozważania na kolejne stacje drogi krzyżowej. Uczestnicy zastosowali się także do zasad bezpieczeństwa na drodze zakładając odblaskowe kamizelki.

Z zapasem wody i kanapek w plecaku, z różańcem w dłoni i latarką na czole wyruszyli, aby doświadczyć spotkania z Tym, który umiłował nas do końca.

Dla wielu była to droga przełomu; mierzenia się z własną słabością i przekraczanie ograniczeń. Doświadczania bólu i zmęczenia, ale także źródła siły by iść dalej. Dla wielu była to droga przełamywania lęków; wyjście poza strefę komfortu i przyzwyczajeń. Wreszcie, dla wielu była to droga odpowiedzi na pytania o sens, wiarę, miłość…

Podczas tego nocnego marszu nie było wymówek o brak czasu na modlitwę i refleksję. Nie było pośpiechu przed kolejnym zadaniem z listy.

Zanurzając się w spokojnym mroku polnych dróżek, przy księżycu świecącym tej nocy jaśniej niż wszystkie latarki, można było słyszeć swoje serce bijące w rytm serca Jezusa, a wszystkie intencje tej drogi złożyć u Jego stóp.

Budzący się świt, chłodny powiew na policzkach i pierwsze trele ptaków dały sygnał, że oto nastał kolejny etap. Po intymnym spotkaniu z Panem w nocnej ciszy,  przyszedł  czas “wyjścia ku światu’” Cudna symfonia budzącej się do życia przyrody została stopniowo zagłuszona przez hałas ulicy. Potrzeba wytężonej uwagi wobec mijających pojazdów, dające się we znaki zmęczenie oraz często nieprzychylne spojrzenia w stronę przyczepionych do plecaków krzyży przypomniały o posłannictwie niesienia światu Dobrej Nowiny, o “nastawaniu w porę i nie w porę”, o dawaniu świadectwa przed ludźmi.

Pierwsi uczestnicy zakończyli EDK około 6:00 rano. Wchodząc do kościoła i padając (także ze zmęczenia) przed wystawionym Najświętszym Sakramentem dziękowali Bogu za tę noc łaski. Ostatnia grupa dotarła do celu około południa.

Niezależnie od tego jaki dystans przeszli uczestnicy, a także czy z braku sił musieli zakończyć swoją wędrówkę przed końcem, było to podjęcie wyzwania. Pokazanie, że jest się gotowym na przekroczenie samego siebie, gotowym na przygodę spotkania z Bogiem inaczej niż w znany i sprawdzony wcześniej sposób.

Włączeni w dzieło EDK byli także ci, którzy wspierali wędrujących modlitwą podczas całonocnej adoracji w kościele oraz ci, którzy czuwali na trasie dowożąc kawę i herbatę.

Tej nocy wyszliśmy jako wspólnota na drogę przełomu, drogę bycia razem.

Jeśli chcesz wiedzieć więcej o idei Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, odwiedź oficjalną stronę www.edk.org.pl

Poniżej kilka świadectw uczestników tegorocznej EDK w Bournemouth:

“Decyzję, że idę na EDK podjęłam w piątek rano bez żadnych przygotowań. Jedynym i najważniejszym przygotowaniem była Msza św. Bo czy mozna przygotować sić na taką drogę?

Jezus wyruszył tą Drogą pełnić wolę Ojca naszego. Więc ja wyruszyłam wraz z Nim tamtego wieczoru.

Ta moja Droga Krzyżowa była dziękczynieniem za moje życie i odpowiedzią na tak wielką miłość, która się nie wyczerpuje. Jezus nie obiecał mi, że ta droga życia z Nim będzie łatwa, ale że będzie bezpieczna. Jeśli ja będę trwać w Nim On będzie trwać we mnie. Jezus moją mocą i siłą  Jest tarczą przeciw ojcu kłamstwa. i jedynie mogę go zwyciężać z Jezusem Chrystusem obecnym w sakrametach. To wtedy Jezus mnie podnosi z upadków.

Pan Jezus mówi do mnie:

popatrz na Krzyż, oto dowod mej miłości- nikt cię nie kocha tak jak ja. Umarłem za Ciebie, żebyś Ty mogła żyć.  Dziękuję Ci Jezu, Mistrzu miłości.”

(Ania)

“Muszę przyznać że skrót E.D.K. dla mnie osobiście był: Ekstremalnym Doświadczeniem Krzyża. Dlaczego? Już na samym początku zanim ruszyliśmy w drogę zapomniałem go zabrać i tylko upomnienie kolegi sprawiło że wróciłem po Krzyż do kościoła.To była dobra decyzja. Tuż po kilkuset metrach, napotkaliśmy na swojej drodze grupę młodych chłopców, dość wrogo nastawionych do nas, a raczej do niesionego przez nas Krzyża. Dodam że padły niecenzuralne słowa pod adresem tego właśnie Krzyża.To tylko uświadomiło mi że ta droga nie będzie łatwa. I taką właśnie była! Wysiłek fizyczny był niczym w porównaniu do tego duchowego, który od stacji do stacji narastał niczym piętrząca się przed tamą rzeka. Kiedy weszliśmy w noc nastał spokój, otoczenie zdawało się mówić szeptem: zobacz, to Ja jestem, nie lękaj się zaufaj i oddaj Mi to wszystko co niesiesz.  Próbowałem zrozumieć co Bóg chce mi powiedzieć i czego oczekuje ode mnie…
Zachwyt jaki mnie ogarniał kiedy patrzyłem w niebo i rozpostarte na nim gwiazdy, nad którymi górował przepiękny księżyc, przerodził się w uwielbienie Boga i dziękczynienie za dar tego wszystkiego co mnie otacza. Czas płynął powoli, a każde rozważanie następnych stacji zbliżało mnie do Boga. Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa stawała się dla mnie czymś tak realnym, odczuwalnym w głębi mego serca że trudno było to pojąć. Pytałem: jak mam pełnic Twoją wolę skoro taki słaby jestem!? Kolejne rozmyślania i kolejne pytania.
Szliśmy tak z moim „bratem” czasem w ciszy a czasem nie, wiedziałem że ta droga jest czymś więcej niż tylko próbą ciała i jego możliwości. Starałem się wzmacniać ducha nie tylko swego, lecz także mego brata który niósł swój Krzyż mimo iż z takim trudem przychodziło mu o nim świadczyć. Jakże często miałem w głowie poczucie wstydu jakie niesie z sobą dawanie świadectwa wiary, tam gdzie jej nie ma.
Kolejne etapy za nami, a Bóg ciągle do mnie w bardzo sugestywny sposób przemawiał. Zraniłem sie w palec, który dość mocno krwawił, lecz nie zauważyłem tego. Dopiero w momencie kiedy Krzyż który niosłem zaczął się lepić mi do dłoni pomyślałem że coś jest nie tak… W świetle lampki ujrzałem cały zakrwawiony i ociekający krwią Krzyż. To było najmocniejsze doświadczenie jakie utkwiło w mej pamięci. Uklęknąłem opatrzyłem ranę, ale myśli były przy Chrystusie.Wszystko żyło.
Każda kolejna stacja coraz trudniejsza i ból fizyczny wyrażnie odczuwalny.
W tym trudzie myślałem o braciach i siostrach którzy niosą swoje Krzyże. Niosą swoje zmartwienia, słabosci i swoje grzechy.
Wiedziałem, że każdy z nas potrzebuje Szymona Cyrenejczyka, który pomógłby dźwigać to wszystko.
Starałem się widzieć w każdym kogo spotkałem na drodze Pana naszego Jezusa Chrystusa. Takiego umęczonego i konającego z bólu, lecz niepoddającego się, gotowego na wszystko. Gotowego na śmierć tylko po to by odkupic nasze winy.
Tylko to głębokie wniknięcie w mękę Pana pozwoliło mi zrozumieć jak bardzo mnie kocha. Od tego momentu wszelki wstyd i lęk nie miały już do mnie dostępu.
Po ciemnej nocy poranek przywitał nas radosnym śpiewem ptaków. Wszelkie stworzenie wielbiło Boga. Niesamowite przeżycie i ten cudowny wschód słońca. I szkoda że trwało to tak krótko. Po tym tak radosnym przeżyciu wyszlismy na dość ruchliwą i zatłoczoną drogę. I tu kolejne już końcowe zmaganie duszy. Gwar, szum i dziwne spojrzenia ludzi nas mijających, przypominały tylko o tym, że trzeba będzie wrocić i nieść już bez wstydu i lęku Krzyż swojej codzienności.

Umocnienie jakie płynie z przesłania Krzyża i jego nauki jest jedyną drogą dla naszego zbawienia. Zrozumieli to ci którzy odczytali jego treść.”

(Jarek)

“Zostałałam wychowana w wierze katolickiej. Moi rodzice są głęboko wierzącymi i praktykujacymi katolikami. Jako mała dziewczynka bardzo często uczęszczałam do kościoła, byłam w parafialnej scholi, dość sporo udzielałam się w kościele.

W okresie szkoły średniej przestałam chodzić do kościoła. Gdy ukończyłam studia wyjechałam do Anglii i tłumaczyłam swoją nieobecność w kościele, tym że tu nie ma polskich kościołów. Nigdy nie przestałam się jednak modlić.

Do kościoła powróciłam 2 lata temu gdy zaczął umierać mój dziadek, a ja sama przechodziłam depresje. Pójście do kościoła było dla mnie rodzajem ucieczki. Przez godzinę w tygodniu mogłam czuć się bezpiecznie i odnaleźć równowagę.

Dokładnie po roku od śmierci dziadka dowiedziałam się, że mam raka. Pomyślałam sobie, że to nie może się dziać naprawdę. Że Bóg nie może być taki ‘niesprawiedliwy’ zabierając mi dziadka, zabieracjąc mi matkę w wieku 3 lat, po czym ‘karać’ mnie tą samą chorobą w wieku 28 lat. Byłam zła, rozżalona, rozgoryczona nie potrafiłam pojąć ‘dlaczego ja?’. Każdego dnia zadawałam mu to pytanie.

O EDK dowiedziałam się z ogłoszeń po jednej ze mszy. Bardzo zaciekawił mnie ten temat, tymbardziej, że od dłuższego czasu poszukiwałam bliższego kontaktu z Bogiem. Pomyślałam sobie: ‘Raczej nie dam rady. Mój organizm nie jest na to gotowy.’ 5 miesięcy temu zakończyłam chemioterapię, 3 miesiące temu przeszłam poważną operację. Poza tym nie znam nikogo kto podjął by się ze mną takiego wyzwania gdyż moja rodzina mieszka w Polsce a znajomi raczej nie uczeszczają do kościoła. Chciałam iść, jednak bałam się podjąć tego zupełnie sama.

Pewnego dnia znajoma na Facebook-u opublikowała, że się wybiera z mężem więc od razu zapytałam czy mogę iść z nimi i tym oto sposobem wyruszyliśmy w 6-cio osobowej grupie.

Rozważania, które otrzymaliśmy przed drogą były bardzo trafne, niemal z każdym mogłabym się w jakiś sposób utożsamiać. Dawały dużo do myślenia i otwierały oczy na pewne kwestie.

Ja osobiście nazwałam EDK ‘drogą po swoje zdrowie’, tak to sobie tłumaczyłam. Nie potrafię zliczyć ile myśli i uczuć przeszło mi przez moją głowę podczas całej trasy. Nie było odcisków, nie było łez. Żadnych dramatów. Większość drogi odmawiałam różaniec. Przyznam szczerze, że nie miałam ze sobą krzyża. Jako krzyż wzięłam ze sobą ciężar swoich dotychczasowych, życiowych doświadczeń. Myślałam sobie, ale będę z siebie dumna jak dojdę do końca. Myślę, że przemawiała przeze mnie pycha, że ja po leczeniu mogę czegoś takiego dokonać. Szłam 11 godzin gdy doszłam do kościoła wcale nie byłam z siebie dumna, byłam wdzięczna Panu, że pozwolił mi przejść tą trasę bezpiecznie, że dał mi siły bym ją przeszła. Gdy doszłam do kościoła zrozumiałam, że to jak przeszłam trasę EDK odzwierciedla to jak przeszłam swoje dotychczasowe życie, że mimo iż napotykałam trudnośći Pan zawsze był przy mnie i pozwolił mi przez nie przejść. Od tamtej pory moje spotkania z Panem są inne niż dotychczas, są głębsze.

Dziś wiem, że nie szłam po swoje zdrowie. Szłam po to by móc zaakceptować swoją sytuację i zaufać Bogu jak i sobie. Nie wiem czy dzięki EDK będę już zdrowa, ale wiem, że cokolwiek przyniesie przyszłość to Pan był, jest i będzie ze mną.”

(Kinga)

“Kiedy Mateusz poprosił mnie o zrobienie zdjęć podczas EDK zgodziłam się od razu. Ekstremalna droga krzyżowa – super! Odpisałam Darkowi jeszcze tego samego dnia – EKSTREMUM to nasze drugie imię!!! WCHODZIMY W TO!!! (razem z mężem uprawiamy sporty ekstremalne i wysoka dawka adrenaliny to coś co powoduje ze czujemy ze żyjemy 😉

Po przeanalizowaniu trasy entuzjazm troszeczkę opadł… – większość trasy po asfalcie… – no nic…nie dla rodzaju podłoża tam w końcu idę! (Bóg w ostatnich latach bardzo uczy mnie pokory… – Mówi mi…-  ze nie wszystko będzie tak jak ja tego chcę! Akceptacja przychodzi z trudnością…ale przychodzi dzięki łasce Pana 🙂

Rozgłosiliśmy po znajomych co się szykuje, wielu było zainteresowanych, dwie osoby podjęły wyzwanie i super!

Kolejna bariera w mojej głowie… – ekstremum… – przejść drogę samotnie z Bogiem… a mamy wyruszać w grupach… akceptacja…

Wyruszylismy w grupie Monia, Luboś, Misiu i ja… – dołączyli się do nas Jarek i Mantas.

Wyruszyłam z misją: ZRÓB DOBRE ZDJĘCIA, PRZEJDŹ CAŁY DYSTANS 55km, WYCIŚNIJ Z TEGO CZASU NA MAKSA ILE SIĘ DA – czyli BĄDŹ OTWARTA NA NAJMNIEJSZY NAWET ZNAK, DOZNANIE, GŁOS BOGA!!!

Bariera – tempo grupy… chciałam iść sama… – mimo to Głos kazał mi iść w grupie, postawa Miska – powiedział – ty idź z przodu- bądź motorem, ja ubezpieczam tyły….. świadomość ze jesteśmy fizycznie silni narzuciła odpowiedzialność… – nie wytrzymałam … po czwartej stacji narzuciłam takie tempo którego inni nie wytrzymali – grupa się rozdzieliła… – myślałam sobie – przecież każdy ma przeżyć ta drogę po swojemu, przeszkadzały mi rozmowy w grupie, nie czułam że przeżywam drogę w pełni – ekstremalnie …tak jak chciałam…

Do tego wszyscy których mijaliśmy uśmiechali się, poklepywali po plecach, chwalili, wany z herbatą, kawą, rozdawane batoniki, wszechobecna życzliwość, miłość, wsparcie…czułam się jak na pielgrzymce… (To wszystko było miłe, nie przeczę, łechtało ego gdy ludzie mówili – idziesz jak formula 1, robisz dłuższą trasę – jesteś MEGA…- nie tego jednak potrzebowałam – Jezu – myślałam, jak lekko mi się idzie z całym tym „podziwem”, akceptacją, życzliwością i troską innych o mnie – to niesie – mogłam przebiec tą trasę w samym poczuciu tej wszechogarniającej wspólnoty  … Ciebie nienawidził cały świat, Ty byłeś opluwany i wyszydzany – jak można udźwignąć taki ciężar??? Jak iść dalej gdy Ci których Ty do końca umiłowałeś, wrzeszczą że chcą Twojej śmierci??? Tylko Bóg jest w stanie tego dokonać!

Utrzymywałam wciąż szybkie tempo ale robiliśmy coraz dłuższe przerwy na rozważanie z odpoczynkiem… Członkowie grupy doszli do nas – ostatnie stacje rozważaliśmy już razem…

Podczas tej niesamowitej nocy wiele się wydarzyło, wiele sobie uświadomiłam, bardzo dużo mówiłam do Boga… czy On mówił do mnie? Na pewno! Kiedy przyszło zmęczenie, wielki ból gdy odezwała się stara kontuzja świadomość, że są ludzie którzy wspierają, są gotowi pomóc bardzo mi pomogła.

Wiem, ze samotnie byłoby o niebo ciężej.

Świadectwa już po EDK uświadomiły mi jak ważne dla innych było przejście tej drogi w grupie. Jak wiele z tego wynieśli, jak Bóg działał przez współtowarzyszy…

Przeszyła mnie myśl, ze przecież każdy z nas jest tu emigrantem, na obczyźnie… Bliską rodzinę, rodziców, kuzynostwo, dziadków wielu z nas zostawiło w Polsce. Jak bardzo nam tu ich brakuje, jak bardzo potrzeba nam poczuć bliskości, zrozumienia i akceptacji innych by wypełnić pustkę…  Jak umacniają świadectwa, jak pomagają wzrastać w wierze, jak drugi człowiek ubogaca – to przecież w nim spotyka się Boga żywego!

Czy była to dla mnie ekstremalna droga krzyżowa?

Tak! Ten czas zweryfikował wiele… i wiem, ze to tylko początek! :)”

(Ania )

Więcej zdjęć można znaleźć w naszej galerii.